Szacuje się, że na świecie na depresję choruje obecnie ponad 350 milionów ludzi. W poszukiwaniu metod na pokonanie choroby od lat testuje się nie tylko kolejne leki i nowoczesne psychoterapie, ale również bardziej nietypowe sposoby – takie jak leczenie światłem czy deprywacja snu. Na czym dokładnie polegają i czy są skuteczne?
Światłolecznictwo, zwane też fototerapią, polega na naświetlaniu ciała pacjenta konkretnym rodzajem światła (różnym w zależności do stanów chorobowych) – według ustalonego wcześniej harmonogramu. Nie jest to nowa metoda leczenia – już od dłuższego czasu stosuje się ją u chorujących na nadciśnienie tętnicze, osteoporozę, cukrzycę, zwyrodnienia stawów, a także na depresję sezonową (patrz: ramka).
W leczeniu depresji sezonowej, zwanej też zimową, używa się światła białego o natężeniu od 10 do 100 tysięcy luksów (lx). Dla porównania warto wiedzieć, że standardowa pokojowa lampa emituje światło o natężeniu około 500 lx. Światłoterapia polega na naświetlaniu pacjenta codziennie, przed okres co najmniej 2 tygodni, w jednej dawce porannej lub kilku dawkach dziennych.
Skuteczność tej metody w leczeniu sezonowej depresji została już potwierdzona dziesiątkami przeprowadzanych na całym świecie badań. Pojawiło się zatem pytanie, czy fototerapię można też stosować dla poprawy stanu pacjentów chorujących na „zwykłą” depresję – występującą niezależnie od pory roku.
Niestety, obecnie bardzo trudno jest mówić o gwarantowanej skuteczności fototerapii w depresji nie sezonowej. Swego czasu przeprowadzono kilka badań, których wyniki dały nadzieję osobom chorym. Dla przykładu badanie Sudaya IC i wsp. (2001) wskazało, że leczenie światłem przynosi istotną poprawę wśród osób niezażywających leków. Im bardziej zaostrzone były objawy depresji, tym lepsze efekty osiągano. Według badania Endersona, efekty 10-tygodniowej fototerapii porównywane były do efektów uzyskanych farmakoterapią. Skuteczność terapii wskazały też nowsze badania, między innymi trzy przeprowadzone w roku 2009.
Wątpliwości budzą jednak inne eksperymenty, które przyniosły zupełnie inne wyniki – wskazują one, że skuteczność fototerapii jest porównywalna do skuteczności placebo (czyli do naświetlania „zwykłym” światłem).
Nie jest pewne, czy fototerapia może być skuteczna w leczeniu depresji – jak widać, wyniki badań są sprzeczne. Niemniej jest to metoda względnie tania, która rzadko wywołuje niegroźne skutki uboczne (m.in. bóle głowy, niepokój, męczliwość, rozdrażnienie) – warto więc stosować ją u osób, u których farmakoterapia może nieść pewne zagrożenia albo u których jest nieskuteczna. Są to między innymi osoby starsze, kobiety w ciąży lub pacjenci z depresją lekooporną.
O wiele mniej znaną metodą leczenia depresji jest deprywacja snu. Terapia ta jest o tyle zaskakująca, że problemy ze snem są jednym z objawów choroby i trudno spojrzeć na nie jako na korzystne zjawisko. Okazuje się jednak, że deprywacja snu, czyli pozbawienie go osoby chorej, może być naprawdę skutecznym sposobem na poprawę jej stanu – do takiego wniosku badacze doszli już w latach 70-tych. Według nich w okresie, gdy organizm jest pozbawiony możliwości odpoczynku, dochodzi do szeregu korzystnych zmian – poprawia się działanie neuroprzekaźników, reguluje poziom hormonów, wzmacnia się również układ odpornościowy. Jest to swego rodzaju „reset” dla naszego umysłu.
Terapia polega na pozbawieniu snu przez 36 godzin – w tym czasie osoba chora nie może udać się nawet na 10-minutową drzemkę. Metaanaliza licznych badań przeprowadzonych od lat 70-tych na 1700 przypadkach wskazała, że skuteczność deprywacji snu wynosi od 50% do 60%. Jedyna, aczkolwiek olbrzymia wada tej terapii polega na tym, że efekty utrzymują się bardzo krótko – kiedy tylko pacjent zaczyna przesypiać noce, objawy depresji powracają (za: „Deprywacja snu jako metoda chronoterapii w leczeniu depresji”, E. Dopierała, J. Rybakowski).
Naukowcy przed wiele lat pracowali nad możliwościami udoskonalenia tej metody. W efekcie odkryto między innymi, że prawdopodobieństwo nawrotu objawów depresji rośnie nie tyle dlatego, że pacjent zaczyna spać, ale dlatego, że śpi o określonych godzinach. Za najbardziej „depresjogenną” porę odpoczynku uznano drugą część nocy. Kolejne badania wskazały, że przesunięcie rytmu dobowego, tj. kładzenie się wcześnie i budzenie się w połowie nocy, może skutkować znaczną poprawą stanu zdrowia chorego – zwłaszcza jeżeli tę metodę terapeutyczną połączy się z innymi. Proces przestawiania rytmu dobowego należy rozpocząć od jednej bezsennej nocy, ale nie powinno się stosować tej terapii bez konsultacji z lekarzem prowadzącym (patrz: ramka).
Depresja sezonowa (SAD – Seasonal Affective Disorder) to zaburzenie, które występuje w określonych częściach roku, w większości przypadków w okresie jesiennym i zimowym. Objawami są ciągłe zmęczenie, niepokój, odczuwanie lęku, rozdrażnienie, spadek koncentracji, mogą pojawić się również poczucie bezsensu życia i myśli samobójcze. Uważa się, że depresja sezonowa jest efektem zaburzeń pracy neuroprzekaźników w mózgu, które z kolei są skutkiem ograniczenia dostępu do światła słonecznego.
Choć badania wskazują, że deprywacja snu może polepszyć funkcjonowanie osoby chorej na depresję, nie należy samodzielnie przeprowadzać tego typu terapii. U niektórych osób ograniczenie nocnego odpoczynku albo próby manipulowania rytmem dobowym na własną rękę mogą doprowadzić do wystąpienia manii – dotyczy to przede wszystkim chorych na chorobę afektywną dwubiegunową. Badacze uczulają również, że deprywacja snu może nasilić objawy psychotyczne oraz migreny, ponadto zwiększa prawdopodobieństwo wystąpienia ataku u osób chorujących na epilepsję. Oczywiście z uwagi na pojawiające się silne zmęczenie metody tej nie powinny stosować osoby, które nie mogą pozwolić sobie na rezygnację z prowadzenia auta.