Zdawałoby się, iż o małżeństwach wiemy dużo – są na rynku liczne publikacje i książki. W Internecie jest pełno poradników na udany związek typu „7 złotych zasad udanego życia w związku” czy „22 powody, dla których warto być dobrym mężem/żoną” etc… Właściwie nic tylko brać i korzystać bo recepty są na wyciągnięcie ręki. Skoro zatem jest tak dobrze – to dlaczego jest tak źle?
Dlaczego wiele relacji małżeńskich to codzienne gehenny przeżywane przez partnerów, dlaczego w swoich relacjach nie mamy bliskości i szacunku… Ba, nie ma nawet zrozumienia. Dlaczego zatem nie pomagają nam żadne przeczytane porady, a liczba rozwodów i rozpadów małżeńskich przybiera na sile? Są wśród nas pary, którym kryzys dał wzmocnienie i pozwolił na odbudowanie jeszcze głębszej i intensywniejszej więzi. Kryzys okazał się dla nich spoiwem i zespoleniem związku. Przeszli go wspólnie pokonując wiele przeszkód i perturbacji. Im się udało? Nie, nie udało się! Wyjście z kryzysu to nie jest bułka z masłem. To trudna i naprawdę solidna praca pierw nad sobą i ze sobą, a dopiero w drugiej kolejności z partnerem. Każde małżeństwo, bez wyjątku, doświadcza sytuacji kryzysowej. Te sytuacje dotyczą wielu obszarów życia małżeńskiego, od tematów związanych z finansami, przez dzieci, po choroby, aż do rozpadu relacji. Nikt z ludzi wchodzących w związek małżeński nie jest wstanie przewidzieć jakie sytuacje staną się jego sytuacjami, w jakich wydarzeniach weźmie udział i wreszcie w obliczu jakich wyzwań przyjdzie mu stanąć. Nie robi się testów na udany związek i małżeństwo – choć jedna z telewizji próbowała sparować ludzi według doboru różnych kryteriów. I co? Eksperyment w znacznej większości się nie powiódł, a rany w ludziach, jakie po nim zostały, będą oni długo jeszcze leczyć. Dziwi mnie także to, że znani psychologowie podjęli się tego typu zadania – niech ocena tego będzie indywidualna. Małżeństwo to coś więcej, niż tylko zakochanie i zauroczenie – jest to nawet coś więcej niż miłości, jakiej doświadczamy. Małżeństwo stanowi pewien subtelny rodzaj kontraktu, który zakłada, że przez resztę życia pójdziemy wspólnie obraną drogą. Jednak konia z rzędem temu, kto jest w stanie zobaczyć, jak dana droga będzie wyglądać za 3,5,16 czy 20 lat.
Jak pokazuje życie, niekoniecznie. Co jest powodem tak wielu słabych relacji małżeńskich? Odpowiedź nie jest trudna – wzajemnie oczekiwania. One są skrywane pod płaszczykiem prozy życia. Oczekujemy od siebie różnych rzeczy, ale ich nie komunikujemy, zakładając, że partner lub partnerka powinni się domyśleć, o co nam chodzi. Żony nie komunikują mężom, że mają swoje pragnienia i plany wtłaczając się w ogólny trend bycia usłużną mężowi – bo przecież tak ma być. Ma być obiad, umyta podłoga, zrobione pranie, poskładane równo w kosteczkę i dzieci wykąpane samodzielnie, bo mąż prawidłowo nie użyje szamponu, żeby głowy im umyć. Ma być lodówka pełna jedzenia i zmieniona pościel… Kobiety oczekują, że za takie poświęcenie mąż będzie doceniał, mówił dziękuję i czule całował. Tymczasem on nic, dla niego to coś zupełnie normalnego… W jego domu też tak było… Mąż zaś oczekuje od kobiety pasji, życia w ciągłym uśmiechu, zadbania o siebie, chce mieć tę dziewczynę, która była najpiękniejsza, gdy szedł z nią za rękę po mieście. Mąż chce partnerki, która będzie podzielać jego świat i przy której będzie mógł wzrastać… A tymczasem ma zmęczoną kobietę. Wiecznie nadąsaną lub złą na cały świat. Kobietę, dla której najważniejszy jest robot kuchenny, a nie on. Wiem, że te przykłady są przejaskrawione i bardzo stereotypowe. Jednak proszę sobie zadać pytanie: ile jest w nich NAS. Czy kiedykolwiek była rozmowa dotycząca wzajemnych oczekiwań i pasji? Czy kiedykolwiek byliśmy uwrażliwieni na potrzeby naszego partnera, czy wsłuchaliśmy się tak naprawdę w to, co on/ona potrzebuje. Jak wyglądają rozmowy w naszym domu. Czy są pełne miłości i szacunku? Czy przypominają raczej krótkie komunikaty: „wynieś śmieci”; „uprasuj koszulę”; „kup ziemniaki”.
Rozpady małżeństw, w coraz większej części wynikają z tzw. niezgodności charakterów. Jednak czymże jest ta niezgodność jak nie brakiem właściwej komunikacji, która pozwoli poznać oczekiwania partnera. Powszechne w polskich domach są tzw. ciche dni, jedna z najbardziej nieludzkich i okrutnych form przemocy, a stosowane nagminnie przez małżonków. Ludziom wydaje się, że dzięki takiemu zachowaniu coś w ich małżeństwie drgnie. On/ona domyślą się wreszcie, o co chodzi. Tymczasem skutek jest zupełnie odwrotny.
Za osłabienie relacji w małżeństwie zawsze odpowiedzialne są dwie strony – co nie znaczy , że ta odpowiedzialność rozkłada się po równo. Jeśli jednak znamy potrzeby i oczekiwania partnera, bo on/ona zdobył się na odwagę i wyartykułował to wszystko, została przedstawiona historia, czego jest brak w relacji, z czego wynikają różne zachowania, a my NIC z tym nie zrobimy, tzn. nie przeanalizujemy, nie będziemy mieć własnej autorefleksji, nie pochylimy się nad tym, a jedne, co uznamy to własną mądrość i przekonania, wówczas odpowiedzialność za związek spoczywa już tylko na nas. Nie można udawać, że jeśli jednemu małżonkowi jest w relacji źle, to drugiemu będzie dobrze. Jeżeli jeden komunikuje o potrzebie bliskości i uwagi, a drugi mówi, że to są nadmierne oczekiwania – to relacja jest prawidłowa. Nie da się tak żyć na dłuższą metę, bo żal i smutek sprawią, że małżeństwo i tak się rozpadnie – kwestia tylko z jakim efektem.
Niestety bolesna prawda jest taka, że małżonkowie boją się komunikować o swoich potrzebach i oczekiwaniach, gdyż nie znają reakcji współmałżonka. Tutaj ważną reakcją jest tzw. aktywne słuchanie i wsłuchanie się w te potrzeby, bez oceniania, głupich komentarzy czy śmiechu. Ważne, by rozmawiać o swoich pragnieniach, nawet jeśli one są bardzo skromne i przyziemne. Żyjąc z kimś pod jednym dachem, nie zakładajmy, że znamy go na wylot i wiemy o nim wszystko. Bywa, że stadium trudności w relacji małżeńskiej jest już bardzo duże, dlatego warto udać się po poradę i wsparcie do specjalisty. Nie chodzi tutaj o to, czyja będzie wina, ale raczej o to, jak można podnieść jakość tej relacji i co więcej każdy z małżonków może dla siebie zrobić. Jest, jak wspomniałam na początku artykułu, wiele małżeństw, które wyszły ze swoich kryzysów wzmocnione. Jeśli tylko dwoje ludzi pomimo trudności chce ze sobą żyć i wspólnie trwać w relacji małżeńskiej można zrobić naprawdę wiele, by była ona zgodna i trwała. Zaczynając od komunikowania o własnych potrzebach, przez aktywne słuchanie i dużą uważność na siebie, aż po wizytę u terapeuty, z którego pomocą zostanie wytyczony kierunek zmian. Małżeństwa z wieloletnimi stażami nie muszą stać się skostniałymi i pozbawionymi radości związkami. Mogą stanowić wzór pięknej drogi, którą można kroczyć przez życie w dobrze zbudowanej relacji.